Strony

27 lip 2013

Cameron Highlands

W całej Malezji jest jedno wyjątkowe miejsce, w którym to powietrze mimo wysokich temperatur jest rześkie i wyjątkowo świeże, a klimat sprzyja uprawie ogromnych ilości czarnej herbaty, czy niepospolitych w Azji truskawek. To miejsce to Cameroon Highlands - obowiązkowy punkt programu podczas wizyty w tym kraju - warto wybrać się na treking do lasu Mossy Forest czy wjechać na najwyższy punkt zielonych wzgórz, by przyjrzeć się pięknym krajobrazom z góry.



21 lip 2013

Numer jeden na pragnienie czyli co sie pije w Malezji

Zwykle opis kuchni zwiedzanych krajow zostawiam sobie na koniec relacji, jednak trudno nie wspomnieć wczesniej o różnorodności trunków w Malezji, które przy takim upale i wilgotności są niczym kropla wody na pustyni.
Zacznijmy od swieżo wyciskanych soków- każdy, kto choć raz był w Azji wie, ze różnorodność owoców tropikalnych nie ma tu końca i są one istotnym produktem żywieniowym mieszkańców. Nie zdziwi więc fakt, że soki owocowe w lokalnych restauracjach zajmują co najmniej jedną stronę w menu, a co najważniejsze - zero w nich konserwantów, same witaminy. Dodatkowo trafiliśmy na tzw. owoce sezonowe, w szczególności zielone i żółte mango oraz awokado. Nie sposób więc nie zachwycić się smakiem gęstego świeżego soku z delikatną pianka i wkrojonymi na wierzchu owocami. Nie przeszkadza nawet plastikowa szklanka, a smaków od wyboru do koloru - mleczne awokado, łagodna guawa, intensywnie buraczany owoc smoka, kojąca podniebienie papaja, czy może mocno orzeźwiająca limonka z suszoną sliwka. Uczta smakowa w pełnej krasie.
Z pewnością niejeden z nas kojarzy z dzieciństwem smak ciełego kakao o poranku do śniadania - w tym kraju jest to numer jeden na liście napojów orzezwiających - w Malezji ten tajemniczy napój ma nazwę MILO i podaje się go w wersji na cieplo, na zimno, w puszcze, butelce, kartoniku, zdecydowanie robi wiekszą furorę smakową od porannej kawy.
Nietaktem byłoby nie wspomnieć o herbacie - podawana najczęściej z mlekiem,owocami, bardziej popularna w wersji mrożonej.
Fanów procentów będę musiała zasmucić - Malezja to w dużej mierze kraj muzułmański a więc mocnych trunków się prawie nie pija, a piwa mają bardzo wygórowane ceny - ok 10 zł od puszki 0,33 - najbardziej popularny jest singapurski tiger oraz heineken.
Z tzw. softdrinków wszędzie dostępne są produkty coca coli i pepsi, które mają również całą gamę podrób smakowych, uznanych za malezyjskie specjały i gaszących każde pragnienie.

Sandakan

Sandakan stał sie naszą enklawą, gdzie regenerowaliśmy siły przed kolejnym etapem wyjazdu. Nasz hoste, harbour backpackers, mozemy z czystym sumieniem polecić - czysty,przytulny, tani, pomocna obsluga,świetna lokalizacja.
Ostatniego dnia postanowiliśmy dokładniej zwiedzić miasto- central market, ogród chiński, tea house, heritage trail, park pamięci ofiar japońskiego obozu jenieckiego.
Rownież kolacja na wybrzeżu portowym w jednej z najbardziej polecanych przez lokalnych restauracji należała do tych smaczniejszych. Tam właśnie po raz pierwszy od naszego przyjazdu spotkaliśmy parę Polakow, których głównym celem przyjazdu do Malezji był udział w hinduskim ślubie znajomych w Melace.
O 20:00 żegnalismy miasto pełni energii na zwiedzanie północnej Malezji kontynentalnej. Przed nami jednak długa droga, niewygodnym autobusem do Kota Kinabalu,kilka godzin snu na lotnisku,przelot do KL, przejazd do dworca autobusowego w centrum miasta i stamtąd do Cameron Highlants - krainy wzgórz herbacianych, o powiewie rześkiego, chlodnego wiatru, tak odmiennym od tego na Borneo czy na południu kraju.

19 lip 2013

Libaran island

Wymarzylismy sobie pobyt na jednej z wysp archipelagu. Wybralismy wiec najmniej turystyczna, zamieszkala przez wioske rybakow wyspe Libaran. Biura podrozy oferowaly nam wygorowane ceny, wiec sprobowalismy wlasnych sil, idac bezposrednio do yacht clubu i rozmawiajac z wlascicielem. Udalo sie wynegocjowac przystepna cene za czarter lodzi tylko dla nas, z mozliwoscia powrotu o godzinie ustalonej przez nas. Zdecydowalismy sie na ta opcje.
Po godzinie doplynelismy do celu. Naszym oczom ukazal sie dlugi na kilkaset metrow most, nastepnie domy na palach i niekonczaca sie, zasmiecona przez mieszkancow plaza.Wyszlismy na brzeg, udalismy sie na dalsza czesc wyspy, by poplywac w krystalicznie czystym morzu. Okazalo sie, ze trafilismy na odplyw i odcinek, ktory chcielismy pokonac wplaw, przeszlismy pieszo, majac wody po kolana i idac w sandalach ( ochrona przed krabami, plaszczkami i innymi lokatorami tamtejszych wod).
Po dluzszym plazowaniu udalismy sie na spacer do wioski. Po chwili w spacerze towarzyszlo nam stado krow pasacych sie na plazy i sfora psow nalezacych do lokalnych rybakow. Proba znalezienia nowego miejsca do plywania spelzla na niczym, jednak poznanie warunkow zycia lokalnej ludnosci to cos, co nam sie spodobalo. Sprobowalismy kokosow prosto z drzewa( okazaly sie byc jeszcze niedojrzale, Kuba jako pierwszy odwazny sprobowal jednego szybko dajac nam do zrozumienia ze nie jest on najsmaczniejszy), zrobilismy kilka zdjec i ruszylismy w kierunku naszej lodki. Oplynelismy wyspe i po godzinnej drodze powrotnej, okolo 18:00 bylismy z powrotem w Sandakan.

18 lip 2013

Sepilok orangutan sanctuary

Dzis pierwszy spokojny dzien, pozna pobudka, pozne sniadanie, dopiero po poludniu zdecydowalismy sie by pojechac do rezerwatu orangutanow. Mimo sporej ilosci turystow, mlode orangutany zrobily na nas wielkie wrazenie:)

17 lip 2013

Ciekawostki ze świata- nasze wrażenia z podróży po Malezji

Należę do osób wyższych, co zwykle na całym świecie spotyka się z zainteresowaniem miejscowych, jednak wśród Malezyjczyków spotkałam się z najciekawszymi komentarzami:
Przewodniczka w jednym z parków narodowych opowiadała nam o bardzo rzadkich niedźwiedziach występujących w Malezji - sunybears- mówiąc ze należą do najgroźniejszych i mogą być nawet tak wysokie jak ja!
Pani w informacji turystycznej stanęła na przeciwko mnie i powiedziała: Jej, jaka ty jesteś wysoka, mam nadzieje ze nie zamierzasz na mnie splunąć? ( w Azji na porządku dziennym jest spluwanie na ulicę, nie jest to traktowane jako nietakt).

Przywykliśmy już do mieszanki kulturowej w Malezji- w każdym mieście jest dzielnica chińska,malezyjska i hinduska, dzięki temu odwiedzamy 3 rodzaje świątyń, kosztujemy różnej kuchni - jednak z przewagą kuchni chińskiej- ta nam najbardziej smakuje.

Mieszanka zapachów w powietrzy szczególnie w dużych miastach bywa czasem trudna do zniesienia, jednak bardzo szybko się zmienia, przez co daje możliwość odkrywania nowych miejsc zmysłami.

W Malezji w każdym domu, guesthousie i niektórych miejscach publicznych chodzi się na boso bez względu na czystość lub stan podłóg.

Mieszkańcy Malezji bez względu na pochodzenie są uśmiechnięci i pomocni, a co najważniejsze, prawie wszyscy znają angielski, jest to więc raj dla początkujących pasjonatów podróżowania:)

Kota Kinabalu

KK,stolica drugiego stanu malezyjskiego Borneo, nie zauroczylo nas, a jednak wizyta na targu nocnym byla niezapomniana. Mieszanka zapachów od ryb i owocow morza przez mieso, owoce i warzywa,ziarna, aż po garkuchnie ze świeżo grilowanym homarem,krewetkami, osmiornicami czy rybami. Co wrażliwsi mogą mieć problem z intensywnością zapachu w dziale rybno-mięsnym, ale świeżo grillowane rarytasy z morza zasmakowaly nam bardzo, a kosztowaly grosze. Niektorzy z nas skusili sie nawet na deser-pyszne,świeże mango.
Plan wejścia na Kota Kinanalu spelzl na niczym- komercjalizacja góry, wysokie ceny, brak miejsc, a wiec wybraliśmy sie do parku Kota Kinabalu na krotki treking. Okazalo sie,ze nasz plan przejazdu z Parku Narodowego do Sandakan nie jest latwy do zrealizowania ze względu na brak miejsc w autobusie wiec namowilismy poznanego dopiero co Japończyka by jechal z nami taksowka, obniżając przy tym koszty.
Czekamy na autobus, ja lapie stopa ( udalo sie zlapac trzy ale za blisko jechali;p) skonczylo sie na taksowce do Sandakan;)

15 lip 2013

Gunung Mulu - wrażenia

Odglosy dżungli niesamowite,jaskinie wind cave,clearwater cave a w szczególności deer i lang cave zdecydowanie godne polecenia.Codziennie o 17:00 przy ładnej pogodzie miliony nietoperzy wylatują na łowy z najwiekszej jaskini swiata tworząc niekonczacego sie wijacego po niebie węża.
Ostatniego dnia o 7:00 rano zdecydowaliśmy sie na canopy walk czyli najdłuzsza na świecie trase mostów linowych licząca łącznie prawie pól kilometra.
Park godny polecenia,ale minimum na 3 dni.My mimo sporej liczby turystow wróciliśmy zadowoleni i juz dzis zmierzamy do KK czyli Kota Kinabalu:)
Miliony nietoperzy wylatujace z najwiekszej jaskini swiata - deer cave

Park narodowy Gunung Mulu

Podróż z Kuching do Miri trwala 15 godzin nocą i niestety tym razem trafiliśmy na bardzo niewygodny autobus tak wiec przewoznika Borneo express nie polecamy:)
Ok 10:00 bylismy na miejscu i zmierzalismy na lotnisko by tam spotkac Kubę i polecieć juz cala ekipa do Parku Gunung Mulu.
Rezerwacja noclegu w parku przez Internet graniczyla z cudem wiec postanowiliśmy leciec w ciemno.
Ku naszemu zdziwieniu znaleźliśmy nocleg bez problemu, w dodatku za 15 ringitow przy samym wejsciu do parku. Domek polecam i podaje nazwę - Mulu homestay.
Dzis zaplanowaliśmy i oplacilismy trasy na 2 dni i zrobilismy pierwszy krotki trening przez dzungle. Od jutra czeka nas intensywne zwiedzanie!:)

14 lip 2013

Kuching-nosacze

Zdecydowaliśmy sie na Park Narodowy Bako - na niewielkiej przestrzeni 90 ha wytyczono kilkanascie tras trekingowych i wlasnie w tym parku mozna zobaczyc wolno żyjące nosacze malezyjskie- endemiczny dla Borneo gatunek małp.
Mielismy wyruszyć o 8:00 jednak ulewa za oknem nie pozwolila nam na to i ostatecznie wyjechaliśmy o 9:00.Przejazd do Bako to 40 min jazdy autobusem nr 1 do Bako village i następnie 20 minut łódką motorową. Nam udalo sie zrobic 3,5 godzinna trase i wypatrzeć kilka nosaczy, tak wiec do Kuching wróciliśmy bardzo zadowoleni.Pozostał nam jeszcze pyszny obiad w kociej restauracji nad rzeką, kąpiel w hostelu i przejazd na dworzec autobusowy by ruszyc w dalsza podróż:)

Kuching-Borneo

Kuching zwane po malajsku miastem kotow,przywitalo nas cieplym, wilgotnym wieczorem. Spaliśmy w guesthousie przy pieknie oświetlonym bulwarze nad rzeka,tak wiec zaraz po zameldowaniu poszlismy na spacer:)Wlasciciel hostelu polecil nam restauracje barokową z lokalnym jedzeniem,po przeplynieciu lodką na druga stronę rzeki za 0,5 ringita,w otoczeniu muzulmanow wracających z modlitwy doszliśmy do ogromnej wiaty pod ktora stali kilkanaacie budek,kazda proponujaca inne smakolyki.Zdecydowalismy sie na najbezpieczniejsze danie - fried noodles oraz świeżo wyciskany sok z mango\pomaranczy\starfruita.
Wieczór spędziliśmy w hostelu przy zlotym napoju, obmyslajac dlugo trase na kolejny dzien

wyspa Sentosa

Dzis znow nietypowy plan na Singapur- wyspa Sentosa,a dokladniej oceanarium,które uchodzi za jedno z większych na świecie.Czym jest wyspa Sentosa?To jeden wielki park rozrywki i relaksu obfitujący w różnego rodzaju atrakcje od Rollarcosterow, przez parki wodne , plaze,kino po oceanaria- i tu mama niespodzianka,mialo byc jedno a tak na prawde są dwa.Wybieralismy spontanicznie, bo na dwa bie bylo czasu ani pieniędzy.Za 33 dolary singapurskie zdecydowalismy sie na największe akwarium na świecie. Wrazenia- idealne dla rodzin z dziećmi, dla nas troche zbyt zatloczone i mniej różnorodne,choć pod względem ilości akwariow faktycznie dawali rade. Największym zainteresowaniem cieszyla sie oczywiscie sesja zdjeciowa z rekinami.
Po Sentosie szybki obiad w lokalnej restauracji i taksowka na lotnisko.
Dzis wieczor przelot na Borneo!Zaczynamy nowy rozdzial!:)

Wieczorny Singapur

Szybkie zakwaterowanie w hostelu,obiad za 3 dolary singapurskie i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta.
Zaczęliśmy dość nietypowo,bo od ogrodu chińskiego i japońskiego.Mimo,ze musielismy dojechac na koniec miasta by zwiedzić ogrody,nikt z nas tego nie zalowal,gdyż szczególnie czesc chińska robila wrażenie.
Kolejny przystanek w samym centrum,przy ratuszu,który akurat byl remontowany.Przeszlismy cala dzielnice biznesowa, kolonialna,rozrywkowa i zakończyliśmy w Little India,gdzie w jednej ze świątyń trafiliśmy akurat na nabożeństwo.Wrocilismy do hostelu ok 23:00, by zregenerować sie na kolejny dlugo dzien.Na szczęście tam warunki byly bardzo dobre,wiec skusilismy sie nawet na większe pranie.

11 lip 2013

Państwo-miasto Singapur

Dzien zaczal sie dla nas o 6:00 rano, kiedy to 5sekundowy grzmot huknął pod oknami naszego hostelu niczym bomba wojenna,stawiając nas na nogi. Przez kolejną godzinę próbowaliśmy drzemać do czasu pobudki,jednak ilość blyskawic,grzmotów oraz intensywność ulewy skutecznie nam w tym przeszkadzala. Szybkie pakowanie,śniadanie w wersji suchy tost plus dżem i maslo dla odważnych,taksowka na dworzec autobusowy i ruszyliśmy w drogę.
Autobus linii singapurskiej (22Ringity) okazal sie byc mniej wygodny,tak wiec moje i Oli B. nogi trzeba bylo gdzieś upchnąć;)Reszta cieszyła sie przez chwilę z niższego wzrostu:).

Malacca- miasteczko multi-kulti

Dzis przejazd do Malaki,miasteczka na południowym zachodzie Malezji. Autobus bardzo wygodny,mnostwo miejsca na nogi,siedzenia rozkladane prawie do pozycji leżącej. Czas przejazdu-2h (11Ringit)
Ok 13:00 dojechalismy do celu.Temperatura 10 stopni wyzsza niż w KL wiec obowiazkowo filtr 50 i czapki. Zostawiliśmy bagaże w hostelu i poszlismy zwiedzac miasto
Fort wybudowany przez portugalczykow,kosciol i ratusz holenderski,kosciol i budowle anglikanskie,dawny pałac sultana to tylko niektóre z wielu pozostalosci po wielokoloniknym mieście.
W najladniejszej,malezyjskiej dzielnicy chińskiej mnostwo pamiątek na Jong street,a obok niezliczone garkuchnie.Zdecydowalismy sie rowniez na rejs rzeką,obserwując miasto multikulti od drugiej strony. Dzis obiad w garkuchni indyjskiej, jednak co ciekawe, Ola B. Jako pierwsza sprobowala malezyjskiego deseru-cendol:) Niestety polaczenie sosu sojowego kruszonego lodu i 3 gatunków fasoli nie przypadło jej do gustu. Ten rarytas do posmakowania jeszcze przez resztę grupy,zobaczymy!:)

Odkrywanie KL

Drugi dzien w Kuala Lumpur przywital nas kroplami delikatnego deszczu uderzajacymi w okna naszego mini pokoju 4-osobowego.Gdy udalismy sie na śniadanie okazalo sie ze za oknami ulewa i trzeba ją przeczekać.Postanowilismy wiec delektować sie dluzej smakiem śniadania w postaci tostów,margaryny,dżemu i kawy.Starczylo rowniez czasu na poranna sjestę,pranie,surfowanie po internecie.Dopiero przed 12:00 czasu malezyjskiego przejasnilo sie i z oddechem ulgi wyszliśmy zwiedzać stolicę.Udalismy sie do polozonych 13 km od centrum wapiennych jaskiń Batu-caves.Odkryte 120 lat temu przez amerykanskiego przyrodnika Williama Hornadaya,chwile pozniej staly sie podlozem dla świątyni hinduskiej ku czci Murugi. Do jaskini swiatynnej prowadzą 272 stopnie,po których chodzą nie tylko pielgrzymi i turyści,ale również niezliczone ilości makak malajskich.
Wszyscy początkowo zachwyceni spotkaniem z małpkami, po kilku sesjach zdjeciowych oswoili sie z ich widokiem.OlaS.postanowila sklonic jedna makake do pozowania we wspólnej sesji co zakończylo sie nies ympatycznym syknieciem ze strony malpki i natychmiastowym odskokiem Oli.
Jaskinia zachwycala swa wysokością,przestrzenią a z glownej groty przechodzilo sie do swoistego atrium wapiennego otoczonego u góry bujną roślinnością w kolorze soczystej zieleni.
Wróciliśmy do centrum miasta, by zwiedzić okolice placu nieppdleglosci,Galerię Narodową,Meczet Narodowy, a następnie udać sie do największego Parku w Kuala Lumpur- Lake Gardens. Tu na powierzchni 90 hektarów znajduje się Muzeum Sztuki Islamskiej,planetarium,park hibiskusow, orchidei, ptaków i motyli. Niestety nie mielismy szczescia by wszędzie wejść,bo bylo juz pozno,wiec park motyli zostawiliśmy na dalsza czesc wyjazu.
Ok godz 19:00 nadeszła pora kolacji.Znając już trochę okolicę wybraliśmy kuchnię chińską, z czego byliśmy bardzo zadowoleni. W menu na dzis byl makaron z kurczakiem w sosie slodko-kwaśnym,makaron z orzechami nerkowca oraz makaron w sosie z chili. Dlugi dzien trzeba bylo zakończyć integracją przy herbatce w hostelu:)

8 lip 2013

Kuala Lumpur - palmy olejowe, smog i miasto wiezowcow

Po 25 godzinach dojazdow z Poznania, przelotow i przerwie w Dubaju wyladowalismy w Kuala Lumpur. Przywitala nas ogromna chmura smogu, unoszacego sie nad Malezja i Singapurem od 2 tygodni. Kierowca podwozacy nas do hostelu w Chinatown z przyjemnoscia robil za przewodnika,co nas niezmiernie cieszylo, zwazywszy na to, ze trasa z glownego lotniska w KL do centrum miasta wynosi 70 km. Andrzej zapomnial, ze samochody w Malezji jezdza lewa strona (do 1957 roku kolonia angielska) i chcial usiasc na miejscu kierowcy, skad szybko zostal wyrzucony wzbudzajac przy tym salwe smiechu u innych Malezyjczykow i u nas.
Pierwsze wrazenia - zaskoczylo nas uprzejme podejscie kierowcow ( bez natretnego uzycia klaksonow, co w Indochinach czy Chinach jest bardzo popularne), mieszanka zapachow od ulicznych garkuchni chinskich, przez hinduskie, tajskie po malezyjskie i ogromnie wysoka wilgotnosc powietrza. Dzis zdobylismy sie jedynie na spacer po centrum z pierwszym spojrzeniem na niegdys najwyzszy wiezowiec swiata - Petronas Towers oraz pierwsza wizyte na wieczornym targu w dzielnicy chinskiej. Pozdrawiamy i zmierzamy do pokoju nadrabiac zaleglosci w spaniu!!:)

6 lip 2013

Azja pd-wsch.- ruszamy!

Po długich przygotowaniach nadszedł dzień naszego wylotu do Azji pd-wsch!!
Trasę zaczynamy od południowej Malezji i Singapuru, później przelot na zachodnie wybrzeże Borneo, intensywne podróżowanie aż do wschodniego wybrzeża, stamtąd powrót do Kuala Lumpur i na koniec cała północna część Malezji kontynentalnej.
Przed nami tysiące kilometrów do pokonania i podróż od wielkich, szybko rozwijających się metropolii po najdalsze zakątki lasów równikowych. Czekają nas kontrasty kuchni malezyjskiej, indyjskiej i chińskiej, uczta smakowa owoców tropikalnych z durianem na czele, mieszanka religii tworzących niesamowicie spójną całość,zaskakująca różnorodność fauny i flory wyspy Borneo i co najważniejsze - niekończące się rozmowy z lokalnymi!!