Strony

5 sie 2009

4 sierpnia


Palac letni- relaks, zaskoczenie, odprężenie:)

Dziś po raz kolejny nie podołaliśmy próbie porannego wstawania na tai chi. Nie zabraliśmy również mapy z hostelu, gdyż luq skupiając się na zabraniu aparatu i telefonu, które to zostawił wczoraj, zapomniał o naszym jedynym nawigatorze po Pekinie;) Można powiedzieć ze to jedyne światełko dla obcokrajowców w tunelu chińskich znaków, jednak pewni swych umiejętności nawigacyjnych, stwierdziliśmy że trafimy do celu, tzn pałacu letniego, oddalonego od Pekinu o ok 15 km.
Przewodnik " Bezdroża:" okazał się nam bardzo pomocny gdyż pod nazwa pałac letni pojawiły się również chińskie znaki, które mogliśmy pokazać napotkanym tubylcom. Mieliśmy jednak problem z odnalezieniem właściwego autobusu, gdyż z dwunastu do wyboru, żadnego nie mogliśmy odnaleźć. W końcu za pomocą rozmowy na migi z napotkana chinką odnaleźliśmy autobus, który miał tam właśnie jechać. Moniq i Kejto, używając swej niesamowitej intuicji i zdolności językowej, odczytały hieroglify na rozkładzie jazdy, które miały doprowadzić nas do obranego celu:) Udało się! Dotarliśmy na miejsce! Pierwsze wrażenie: Pięknie, czysto, zielono i przestrzennie co w chinach rzadko się zdarza:) Postanowiliśmy obejść cały obszar pałacu letniego, co zajęło nam łącznie 5 godzin. Było warto: Piękne świątynie, komnary, park i wielkie jezioro. Wynajęliśmy również łódkę z silnikiem na godzinę by opłynąć całe jezioro i by każdy mógł się wykazać umiejętnością nawigacji na wodzie. Dziewczyny nie były w tym za dobre, ale przynajmniej nie było nudno;) Do pałacu letniego na prawdę warto pojechać!:)
Zdecydowaliśmy się wyjść innym wyjściem, by nie przebijać się z powrotem przez tłumy Chińczyków. Okazało się jednak ze stamtąd odjeżdżają tylko dwa autobusy, po raz kolejny niezgodne numerami z tymi, które podano nam w dwóch różnych przewodnikach;) Mimo to postanowiliśmy spytać się kierowcy czy dojedziemy do centrum, odpowiedział nam piękną chińszczyzną, niestety niezrozumiałą dla nikogo z nas. Nie mieliśmy wyboru, zaryzykowaliśmy i wsiedliśmy do autobusu mimo to;). Jak się okazało wylądowaliśmy na dalekich przedmieściach Pekinu. Nie przypominało to centrum, a na pytanie o metro każdy robił wielkie chińskie oczy;) W końcu kierowca zatrzymał autobus, i zaczął zaczepiać ludzi w autobusie pytając po chińsku czy znają angielski. Chyba zorientował się że nie wiemy dokąd jedziemy;) W autobusie nikt nie władał tym podobno znanym językiem toteż kierowca pozostawił autobus na włączonym silniku i poszedł szukać na ulicy Chińczyków władających językiem angielskim. Po kilku minutach wrócił z młodą chinką, która w końcu zrozumiała gdzie chcemy jechać (próbowaliśmy używać również nauczonych chińskich słówek, niestety chyba nasz akcent nie jest najlepszy). Podwiózł nas dwa przystanki, wysiadł z autobusu, wskazał odpowiedni numer innego autobusu na palcach, i będąc pewnym ze już zrozumieliśmy pojechał dalej z resztą pasażerów, którzy wydawali się być już nieco zdenerwowani;) W końcu dotarliśmy do centrum. Poszliśmy na wymarzone przez wszystkich chińskie jedzonko w pobliskim barze i wróciliśmy do hostelu z zakupionymi po drodze piwami chińskimi za złotówkę:) Ku naszej uciesze kurs dolara spadł, możemy pozwolić sobie na więcej przyjemności podczas podróży:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz