Strony

29 sie 2009

22 sierpnia

Uliastaj- ajmak Dzavhan

Dzisiejszy poranek okazał się pierwszym deszczowym. Obudziło nas uderzanie kropel deszczu o jurtę i niemiły chłód. Chwilę później pojawił się u nas Suche Bator mówiąc, że mamy szybko wstawać, bo droga może być nieprzejezdna, jeśli cały czas będzie padać i musimy wcześniej wyjechać. Udało się nam wyrobić niestety dopiero na 10:00. Szybka poranna kawa na palniku gazowym oraz chlebek z pasztetem lub dżemem do wyboru i czas wyruszać! Kierowca miał rację, droga ciężka do pokonania, musieliśmy wybrać tą główniejszą i ominąć gorące źródła ze względu na pogodę. ( Kierowca miał własną teorię na to, że Budda jest zły za nasze wejście na świętą górę i dlatego jest deszcz..)Czekał nas więc cały dzień główną drogą bez żadnej cywilizacji, by dotrzeć większego miasta.Wieczorem byliśmy już w stolicy ajmaku Dzavhan- Uliastaj. Zjedliśmy obiad w wybranej przez kierowcę restauracji. zamówiliśmy dania bez baraniny, jak zwykle dostaliśmy jednak to co jest, tzn baraninę w różnej postaci. Ja z Andriu klopsy z barana, Monika kiełbasę, reszta ekipy coś w rodzaju gulaszu. Wszystko o jednoznacznym, nieprzyjemnym dla naszych nieprzyzwyczajonych nozdrzy zapachu. Co również nie powinno dziwić w takim kraju jak mongolia, proporcja mięsa w stosunku do warzyw i ryżu była jak zwykle wysoce przeważająca.W miarę najedzeni zapłaciliśmy i poszliśmy zrobić szybkie zakupy na kolejne dni. Pierwsze co kupili sobie wszyscy, to coś na zabicie smaku obiadu. Później już tylko chlebek, woda, pasztet, marmolada i uwaga: OWOCE. Znaleźliśmy jabłka i śliwki. Cudownie było poczuć ich smak, mimo że do soczystych one nie należały;)
Pora wsiadać do samochodu i czeka nas 20 km do miejsca noclegowego. Poproisiliśmy kierowcę by było ono przy wodzie i nawet się udało:)Rozbiliśmy się przy małym, spienionym strumieniu, gdzie można było na bieżąco korzystać z wody- Luksus!:)Chłopcy poszli szukać drewna. Zamiast tego, znaleźli przebitą piłkę do nogi, która była świetnym gadżetem by się rozgrzać dla całej ekipy.Podczas kolacji kierowca zapytał kiedy wypijemy mongolską wódkę darowaną nam kiedyś, do której wcale nie było nam spieszno ze względu na bardzo specyficzny zapach kozy;) ( co ciekawe, Kasia odkryła nawet w jednym ze sklepów cukierki czekoladowe o smaku kozy, a monika - herbatniki;)) Bez zastanowienia odpowiedzieliśmy więc, że wódka jest dla kierowcy, a my wypijemy chętnie wino. Ucieszył się:)Efekt tego był taki, iż kierowca po połowie butelki miał już aż zbyt dobry humor i zaczął rozmawiać z nami na temat problemów żołądkowych w naszej ekipie i różnych formach ich zapobiegania..(treść jego pomysłów lepiej pozostawić niejawną;))Po kilku godzinach poszliśmy spać. Z namiotów słyszeliśmy jednak, że Suche Bator nie czuł się najlepiej p0 takiej ilości wódki. Na dobranoc powiedział tylko, że adna vodka na adną osobę to ocień mnogo..;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz