Strony

29 sie 2009

21 sierpnia




Otgontenger uul ( 4021 m) - wejście na szczyt

Niemiła niespodzianka!Długo oczekiwane przez nas zdobywanie 4-otysięcznika niedaleko Uliastay okazało się nagle niemożliwe do zrealizowania:(Dziś rano odwiedził nas pobliski szaman, który poinformował nas, że góra została ochrzczona świętą przez samego prezydenta Mongolii i na jej szczyt nie mają prawa wchodzić żadni turyści jak i mongolskie kobiety.Co więcej, kierowca wynegocjował z szamanem,że chłopcy będą mogli podejść pod jezioro znajdujące się u stóp góry, natomiast dziewczyny tylko w jej pobliże. Krew zalała tych, którzy podczas tej podróży byli nastawieni głównie na wędrówkę górską- m.in. dziewczyny;) ( Jak się okazało nie było to takie proste do zrealizowania, a planowany przez nas Ałtaj popadł w zapomnienie, gdy do Mongolii dotarliśmy z ponad tygodniowym opóżnieniem i dowiedzielismy się, że dojazd w jedną stronę w Ałtaj to ok 6 dni)Po tylu godzinach spędzonych w Minivanie i przejechanych km, aż trudno było uwierzyć, że nasz upragniony cel jest niedostępny( warto tutaj dodać, że właściciel Hostelu z Uaanbatoor, który załatwiał nam kierowcę na objazdówkę, polecał nam te góry w zamian za gobijski Ałtaj, mówiąc, że łatwiej się do nich dostać).Gdy dojechaliśmy do podnóża góry, pełne samozaparcia , nastawione na dłuższą wędrówkę, postanowiłyśmy spróbować swoich sił, dojść do jeziora i zobaczyć co będzie dalej. ( Myślę, że nie trzeba tutaj wspominać jak zadowoleni byli chłopcy, że są bardziej wyróżnioną częścią ekipy;))Trasa do jeziora poszła nam bardzo szybko. W tyle zostawiliśmy 2 chłopaków z ekipy i naszego kierowcę. Chwila konsternacji i zastanowienie- co będzie jeśli pójdziemy dalej? Ryzyko, że złapią nas szamani ( bądź co bądź fanatycy religijni) , którzy mieli nas obserować od rana, ale niesamowita radość z podejścia na tak piękny szczyt, widoki nie do opisania, cudowne, górskie zmęczenie..Padła decyzja- idziemy dalej! Andriu i 3 dziewczyny;)Liczyliśmy na szczęście, że zdobywając szczyt bokiem, przemkniemy niezauważeni. Nie ulega jednak wątpliwości, że całą drogę towarzyszyła nam nieunikniona adrenalina.
Podejście było dość ostre i typowo kamieniste, przez co trzeba było uważać na obsuwające się kamienie i głazy. Powierzchnia sucha, a więc buty miały dobrą przyczepność.Kolejny odcinek do małej przełęczy za nami.Padła decyzja, że ryzykujemy i idziemy dalej. Ośnieżony szczyt z lodowcem już tak niedaleko..( ok 1,5 h drogi). W końcu udało się!. Dobrnęliśmy do celu po drodze przedzierając się przez delikatną burzę śnieżną. Poczuliśmy niesamowitą radość, gdy mogliśmy nogą stąpnąć na lodowiec, a po naszej lewej stronie widać było bezkresną przepaść i lodowy wodospad na jednej ze stromych skał.Chwila na regenerację ( cukierki, ciastka,woda) i pora schodzić w dół! Nad nami zaczęły schodzić się chmury zapowiadając nadchodzącą burzę. Na szczęście zejście zajęło nam tylko ponad 2 h. Przed nami widać było 4 piękne jeziora, które czasem znikały za horyzontem gór. Gdy zeszliśmy na dół byliśmy bardzo szczęśliwi, że zapowiadani szamani póki co nas nie odnaleźli.W oddali zauważyliśmy naszą rosyjską maszynę . zdziwieni, że tak długo na nas czeka udaliśmy się w jej kierunku.Gdy doszliśmy na miejsce przywitali nas bardzo poważnymi minami Luq i Marcin. Podobnież szamani zauażyli, że na górę wspina się 4 turystów i podjechali konno do chłopaków i naszego kierowcy, którzy czekali na dole. Kierowca miał spore nieprzyjemności z naszego powodu, przez co troszkę pożałowaliśmy impulsywności naszej decyzji. Na szczęście dla nas, jego tłumaczenia okazały się na tyle wiarygodne, że szamani zostawili nas w spokoju. Gdyby jednak go nie było, mogłoby nie być tak przyjemnie. Po wysłuchaniu Suche Batora podziękowaliśmy za pomoc i przeprosiliśmy za nieprzyjemności, których mu przyspożyliśmy. Nie ulega jednak wątpliwości, iż dzisiejszy dzień był pełen wrażeń.Wieczorem przygotowaliśmy dla kierowcy pyszny obiadek, napoiliśmy i wspólnie już w przyjemnej atmosferze zgromadziliśmy się wokół cieplutkiego, jurtowego kominka, rozmawiając na różne życiowe tematy;) ( Nasz rosyjski był coraz bardziej zrozumiały- hurraa;))Na poprawę humoru ( albo raczej smaku) nasz kierowca dostarczył nam porcję dużego, świeżefo syra, zrobionego z mleka jaka ( 4 tys tugrików- ok 8 zł)- Pycha!. Dodatkowo za 2 tys. tugrików ( ok 4 zł) otrzymaliśmy 2 litry pysznego mleka z jaka.Przy naszej diecie pasztetowo-zupkowej taka porcja witamin i białka była na prawdę czymś wyszukanym:)
Czas na kąpiel!W jurcie znajdowała się micha( przypominająca umywalkę) z wiadrem.Postanowiliśmy więc umyć się w środku, sugerując się zimnym i silnym wiatrem na zewnątrz. Jako pierwsze znowu my, dziewczyny, następnie chłopcy z kierowcą. Tym razem znów postanowili zrobić pranie, przez co czekałyśmy aż czyścioszki nas wpuszczą do jurty ponad godzinę;)Kolejny dzień za nami! Jeszcze 6 dni do końca pierwszej objazdówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz