Strony

29 sie 2009

18 sierpnia






Słone jezioro Buuntsagan

Dziś po raz kolejny stwierdziliśmy, że nasz kierowca to istny anioł!:)Odkąd wyjechaliśmy na wyprawę nieraz już się zdarzyło,że to on gotował nam obiad,częstował smakołykami mongolskimi, pomagał w rozbijaniu namiotu, zbierał chrust na ognisko. Dziś jednak zaskoczył nas ponad wszystko. Zajechaliśmy do wioski, w której w końcu mogliśmy zjeść upragniony obiad. Kierowca znalazł dla nas jedyną w pobliżu jadalnię ( tzw. gazar), w której serwowano jedną z 3 najpopularniejszych potraw mongolskich : BUDZ- mielona baranina w cieście gotowana jak nasze pierogi.Po usłyszeniu ceny- 150 tugrików za sztukę (ok 30 groszy)- zjedliśmy po 5 sztuk zabijając smak baraniny ostrym ketchupem ( Pech chciał, że nikt z naszej ekipy nie przepadał za niedoprawionym mięsem baranim, które jest jedynym sprzedawanym w większości wiosek). Wypiliśmy również mongolski czaj ( zielona herbata z mlekiem, solą i ziołami) . Gdy zamierzaliśmy zapłacić okazało się, że pani podwyższyła przedstawioną nam wcześniej cenę dania. Jako pierwszy zareagował nasz kierowca i zaczął się wykłócać po mongolsku. Gdy zorientowaliśmy się o co chodzi wyliczyliśmy odpowiednią sumę pieniędzy z lekką nadwyżką ( choć nie taką, jaką ona chciała), by pani dała nam spokój i szybko wyszliśmy z knajpy. Niestety również sklepy w tej wiosce próbowały nas oszukać sprzedając wszystkie produkty po duzo wyższej cenie. Kupiliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy dalej chcąc zapomnieć o niemiłych wrażeniach z wioski i będąc jednocześnie wdzięcznym uczciwości kierowcy.Druga wioska przez którą przejeżdżaliśmy okazała się prawie wymarłą mimo niezliczonej ilości magazinów ( sklepów), które w większości ze względu na godzinę były zamknięte. Luq skorzystał jednak z okazji by doładować baterię od aparatu fotograficznego u tubylców. O prąd na takim pustkowiu ciężko, ale udało się znaleźć pomocnych Mongołów:)Pół godziny później byliśmy już u celu naszej podróży- słone jezioro Buuntsagan. Usytuowane u stóp przepięknych gór parku narodowego Bayan Tsagaan nuruu ogromne jezioro, kusiło swymi falami by się w nim wykąpać. Niestety mimo swego zewnętrznego piękna okazało się bardzo zanieczyszczone występującą tam przed miesiącem powodzią, więc zadowoliliśmy się długim spacerem o zachodzie słońca w towarzystwie niezliczonej ilości rybitw:)Na wysepkach można było zauważyć również przepiękne czarne kormorany, a przy brzegu mnóstwo pasących się dzikich koni Przewalskiego. Po rozbiciu obozowiska niedaleko brzegu przygotowaliśmy pierwszy normalniejszy obiad- Makaron w sosie meksykańskim z suszonym mięsem( od kierowcy) oraz brokułami. Pod wieczór podjechała do nas jeepem grupa młodych Mongołów z pobliskiej wioski. Zagadali nas po mongolsku, przez co oczywiście nasza rozmowatoczyła się na migi:) Nasz kierowca powiedział nam tylko, że przyjechali zrelaksować się nad jezioro i chcą nas czymś poczęstować. Po chwili podali nam kilka czarek z pysznym, świeżym, jeszcze ciepłym kozim mlekiem. Następnie otrzymaliśmy cały woreczek czegoś, co wyglądało jak starszy ser żółty, a nim podobno nie było, o intensywnym zapachy kozy. To już nie było tak smaczne, aczkolwiek spróbowaliśmy udając oczywiście z grzeczności zachwyt;)Za chwilę od naszych nowych przyjaciół padła propozycja wspólnego picia mongolskiej wódki. Chłopcy ( raczej mało pijący) z przerażeniem spojrzeli na nas, gdy usłyszeli propozycję młodych mongołów.Na szczęście kierowca uświadomił nas,że we wtorki mongołowie nie mogą pić alkoholu.Mówiąc o wódce mieli na myśli podobnież dzień następny i zaproszenie nas na ucztę z barana. Niestety jako że gonił nas czas, musieliśmy odmówić tej kuszącej propozycji:) Obdarowaliśmy nowych znajomych długopisami z napisem I love Poland w podziękowaniu za mleko i coś ala syr:) Oni zaś obiecali, że przywiozą nam jutro rano świeże mleko i pojecali spowrotem do wioski. Wypiliśmy już sami małe mongolskie piwko i pora spać!:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz