Strony

10 lip 2012

Piraci z Karaibow

Dzis dzien powrotu z Los Llanos. Tonny dowiozl nas jeepem do Barinas, skad mielismy wziac autobus do Coro - kolonialnego miasteczka na polnocnym zachodziue Wenezueli ( Od tego miejsca zaczynamy przygode z Karaibami).
Gdy ekipa wypakowywala bagaze ja poszlam na dworzec¨zapytac sie, czy sa jeszce bilety do Coro na dzis wieczor. Okazalo sie, ze wszystkie bilety wyprzedane, jednak gdy wrocilam do grupy, kierowcy i jrepa juz nie bylo, nikt nie pomyslal by go zatrzymac, wiec mamy dzis dodatkowe atrakcje:) Po chwili dyskusji podjelismy decyzje ze jedziemy autobusemn do Valencii i stamtad bedziemy probowali przemiescic sie dalej.
100 boliwarow do Valencii wygodnym, ekspresowym autokarem. Na miejscu bylismy ok 19:30.
Zmienilo sie otoczenie- ogromne miasto, pojawil sie kolonialny styl budynkow, ogromne markety handlowe i ogromny dworzec, na ktorym rozpoczelysmy poszukiwanie autobusu do Coro!:)
Poszukiwania trwaly godzine. Autobusow na dzis wieczor nie bylo. Mielismy wiec do wyboru nocleg w Valencii lub przejazd taksowka do Coro. Poszlysmy z Ola dopytac sie o ceny taksowek. Kierowcy chcieli 180 boliwarow od osoby - duzo.
Po dluzszych poszukiwaniach znalazlysmy taksowke, ktora miala nas zabrac za 140 boliwarow od osoby.Przy zalozeniu ze za 20 litrow benzyny placi sie 10 boliwarow, (ok 4 zl)bylo to bardzo duzo, ale wyboru innego nie mielismy.
Chwile pozniej pojawil sie podejrzanie wygladayjacy Wenezuelczyk, oferujac nam taksowke za 100 boliwarow od osoby. Wydalo sie nam to podejrzane, tym bardziej, ze tubylec, otoczony przez innych taksowkarzy, szybko stamtad uciekl.
Dowiedzielismy sie pozniej, ze jest to jeden z lokalnych ¨PIRATOW¨. Gdybysmy z nim pojechali, w najlepszym przypadku okradli by nas z calego dobytku,w najgorszym, pewnie bysmy juz nie wrocili. Uff, na szczescie nasza intuicja i pomoc innych, normalnych Wenezuelczykow, sie przydala i pierwsi ¨Piraci z Karaibow¨zostali przez nas splawieni.
Jechalismy wiec w 7 osob, pieknym amerykanskim, 40 letnim autkiem - 2 osoby oraz kierowca z przodu, 4 osoby z tylu.
Wenezuelczycy nie martwia sie o przekroczenie predkosci, zapinanie pasow czy tez wlaczanie dlugich swiatel na drodze szybkeigo ruchu pelnej samochodow. Nasz kierowca jechal na tyle szybko na zakretach, ze nasza pierwsza dyskusja z Marta ( siedzialysmy z przodu) dotyczyla mozliwosci przezycia w przypadku wypadku. No coz, czarny humor towarzyszy nam przez caly wyjazd, na szczescie tylko na nim sie konczy, gdyz tak na prawde, przy odrobinie szczescia, nic zlego w Wenezueli stac sie nie powinno:)
Po polnocy dojechalismy do Posady Gallo, w ktorej mielismy telefoniczna rezerwacje na 3 pokoje. Wypilismy wenezuelskie cervezas ( piwka) na dobry sen i poszlismy spac:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz