Strony

25 cze 2012

Ciudad Bolivar


Pozdrawiamy juz z Ciudad Bolivar:) Spedzilismy w drodze 55 godzin, wliczajac wszystkie oczekiwania na lotniskach i dworcach.
Gdy tylko stanelismy na wenezuelskiej ziemi, wilgotne powietrze i 33 stopnie utwierdzily nas w przekonaniu ze jestesmy w troche innej strefie klimatycznej. Dodatkowo piekny, miekko wymawiany hiszpanski jezyk w okol nas, masa umundurowanych mezczyzn witajacych nas w hali przylotow. Przypominali policjantow, byli tymczasem szoferami taksowek. My podczas przygotowan do podrozy bylismy uprzedzeni by korzystac tylko z tzw taxi seguridos - czarnych land rovwerow z przyciemnianymi szybami. Podeszlismy wiec do szofera by wynegocjowac cene w dolarach - wyszlo 30$, gdybysmy mieli bolivary placilibysmy 250 bolivarow.

Ruszylismy w droge na dworzec autobusowy, gdzie od 18 mial na nas czekac Kasper. Korek ciagnal sie przez 15 km, w tym dwa tunele. Kierowca poinformowal nas, ze w niedziele zwsze tak jest, gdyz Wenezuelczycy plazuja caly dzien.Nasza przeprawa do Caracas trwala wiec ponad godzine. Pierwsza grupa z Ola jako tlumaczem dojechala szybciej. Gdy my dobilismy do reszty, okazalo sie ze grupa Oli zostala zawieziona na zly dworzec. Na szczescie dzieki smsom szybko i bezproblemowo sie odnalezlismy.

Kasper przywital nas przeszczesliwy. Byl w Wenezueli juz dwa dni wczesniej, gdzie goscil go jeden z moich znajomych couchy. Dzieki temu mielismy wczesniejsza rezerwacje i bilety na autobus do Ciudad Bolivar. Jedyne czego nie mielismy, to pieniedzy. Pelna energii i nadziei wraz z Michalem zagadywalam okolicznych taxowkarzy czy nie wymienia nam troche pieniedzy, wszyscy sie jednak bali wymieniac na czarno niedaleko dworca. Proponowali nam jedynie sprzedaz wody za dolary za taka cene ze postanowilismy przetrwac do rana.

Autobus, ktorym jechalismy okazal sie byc bardzo wygodny. Dostalismy przydzial numerkow na bagaz, a Krzysiu, ktoremu zostaly bulki, dostal numerek na bulki, ktore mial odebrac podczas przerwy u kierowcy(bulek w autobusie sie nie jada:P)

Siedzenia byly rozkladane do pozycji lezacej, byl nawet podnozek, mozna sie wiec bylo wyspac bardziej niz w samolocie czy w poczekalni lotniskowej. Uprzedzeni ogromnym chlodem kilmatyzacji w autobusach wenezuelskich zabralismy ze soba spiworki i polary, przez co nikomu nie bylo zimno.

O 5:30 auobus dowiozl nas do Ciudad Bolivar. Udalo sie nam zalatwic podwozke do naszego hostelu - Posada Don Carlos. Nareszcie upragniony prysznic!!:)
Za poltorej godziny mamy spotkanie z przedstawicielem biura podrozy i bedziemy twardo negocjowac cene za przewodnika do Salto Angel!:)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz