Strony

13 lip 2010

starożytna wioska Xinaliq






Dwa dni w Baku przy temperaturach 40-45 stopni całkowicie wystarczyły by zniechęcić się do dużych upalnych miast i zatęsknić za chłodniejszymi górami. Padła więc decyzja by wyjechać w północny Kaukaz do chwalonej przez wszystkich miejscowości Kuba,a następnie do najstarszej zachowanej wioski starożytnej w Kaukazie- Xinaliq. Celem byl szczyt Xizilkaya o wysokości 3700 m. Góry okazały się o tyle trudne, że mijając osady pasterskie spotykało się sfory psów, które nie zawsze byly przyjaznie nastawione. Tak oto idac w strone szczytu Witek ze stresu przed psami zostawil plecak i szybkim krokiem staralismy sie je zgubic, schowac za skala i wrocic po plecak pozniej. Jedyna obrona byl gaz pieprzowy, ktory Michal mial w reku na wypadek gdyby sytuacja wymknela sie z pod kontroli. Powrot po plecak Witka okazal sie byc nielatwy, gdyz psy nie chcialy odejsc. Ostatecznie pomogl nam okoliczny pasterz, ktory przejezdzal konno sciezka wraz z zona. Tu tez z poczatku sprawa nie byla najlatwiejsza, gdyz najpierw pasterz zaproponowal nam konia, by ktos z nas wrocil przez gory po plecak. Pozniej jednak widzac nasze zrezygnowanie i strach przed gorska konna jazda sam wrocil sie po rzeczy i przywiozl je nam po chwili. Sytuacje udalo sie opanowac. Docelowo spedzilismy na przeleczy pod szczytem 2 noce pod namiotem,kapiac sie w pobliskim czysciutkim strumieniu i probujac rozpalic ognisko z pobliskiego guana, gdyz drzew tam nie bylo. Drugiego dnia atakowalismy szczyt, co tez okazalo sie byc nieproste ze wzgledu na zbyt krotka aklimatyzacje i problemy z oddychaniem u niektorych. Wszystko to jednak zrekompensowaly widoki ze szczytu gory i spacer po okolicznej pieknej grani. Na koniec spotkalismy rowniez 2 Alpinistow z Azerbejdzanu, ktorzy opowiadali nam o swoich wyjazdach w Pamir Ałaj w Tadzykistanie oraz w Himalaje, nie zabraklo rowniez rozmowy o polityce i zyciu. Wrazenia z tych 3 dni bezcenne!. By zapewnic sobie stala dawke wrazen w drodze powrotnej do wioski znow natknelismy sie na sfore psow, tym razem jeszcze wieksza. Psy zwinnie nas otoczyly, co dalo nam molzliwosc tylko i wylacznie przeczekania w pozycji siedzacej bez ruchu, az przyjdzie pasterz i je odpedzi. Po 10 minutach faktycznie przyszedl ok 13letni chlopiec, ktory odpedzil psy i przeprowadzil nas bezpiecznie przez osade pasterska. Pobyt w Xinaliq zakonczyl sie dla nas bardzo milo, gdyz poszukujac czegos do jedzenia, zostalismy zaproszeni na wiejska uczte dostajac tym samym nieskonczona ilosc strawy i picia. Nawet na takim krańcu świata ludzka gościnność nie zna granic. Dziękujemy!:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz