Strony

31 sie 2009

31 sierpnia


Wejście na szczyt i powrót do Hatgal- 2 wizyta u Nomadów

Wstaliśmy wcześnie, mając przed sobą perspektywę wejścia na szczyt (ok 3 h) oraz trasę powrotną do Hatgal ( ok 7 h)Przewodnik polecił nam wejście wschodnią granią , po czym na migi przekazał, że on zostanie przy ognisku pilnując konie. Wejście okazało się mocno strome i pełne kamieni, przez co nogi łatwo się obsuwały. Na szczęście przy pomocy kijków szybko poradziliśmy sobie z utrudnieniami. Droga była jednak mozolna, ponieważ gdy doszliśmy do jakiegoś szczytu, przed nami pojawiał się kolejny szczyt ciut wyższy i tak dobre kilka razy:) Narzucając sobie spore tempo, w niecałe 2 godziny doszliśmy na samą górę, której grań pokrywało sporo łupków kamiennych. Radość z wejscia była niewyobrażalna. Z samego szczytu mogliśmy zobaczyć brzeg wielkiego jeziora Chubsuguł oraz pierwszy największy szczyt rosyjski po drugiej stronie .( Ajmak,gdzie znajduje się Chubsuguł, graniczy z Rosją)Patrząc za siebie, widzieliśmy zaś kolejne łańcuchy górskiej, tym razem ośnieżone, które kusiły swoim pięknem oświetlone pełnym słońcem. Chwila relaksu i pora schodzić na dół. Przed nami jeszcze dłuuuga droga. Postanowiliśmy więc wybrać jak najszybsze zejście. Było to niestety równoznaczne z wybraniem najbardziej stromej części góry od strony południowej, tj, małej kotliny rzecznej pokrytej w pełni kamieniami, po której raczej zjeżdżaliśmy, niż schodziliśmy.

Po godzinie byliśmy już na dole.Przewodnik czekał na nas z osiodłanymi końmi. Szybko złożyliśmy namiot i wyruszyliśmy w drogę powrotną, czując wszystkie obtarcia 2 razy mocniej niż dnia poprzedniego. po 4 godzinach znów mieliśmy przerwę na obiad w jurcie naszego przewodnika. Po raz drugi zostaliśmy zaproszeni do środka. Tym razem poczęstowali nas jednak świeżo smażonymi na pełnym tłuszczu bułeczkami ( coś w rodzaju naszych polskich faworków, tylko bardziej tłuste i większe)Do tego dostaliśmy oczywiście czaj:)Podziękowaliśmy za posiłek i po pół godzinie ruszyliśmy w dalszą drogę.Przez ostatnie 2 godziny postanowiliśmy potrenować trochę jazdę konną i prowokowaliśmy nasze koniki do galopu. Andriu, mając najbardziej usłuchanego konia, zrywał gojako pierwszy, przez co mój koń, widząc z prawej strony zagrożenie wyprzedzeniem przez intruza, wchodził w jeszcze większy galop i nigdy nie pozwalał przejść innym przed siebie (mam szczęście do koni, tym razem dostałam leniwego z wielkimi ambicjami by być zawsze pierwszym;)W dodatku również największego głodomora;)) 2 konie mobilizowały białego ogiera Moniki, który był najwolniejszy,ale postępując za stadem, również przyspieszał, gdy zostawiano go z tyłu. Po chwili biegu, robiliśmy konikom przerwy na chwilowy wypas.

O 19:00 dojechaliśmy spowrotem do Hatgal, niesamowicie zadowoleni z dwudniowej wyprawy konnej- było warto! Podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się z naszym przewodnikiem, po czym rozbiliśmy namiot na terenie Ger campu naszego kierowcy, płacąc znów 1000 tugrików za osobę ( 2 zł). Za dodatkową symboliczną opłatą mogliśmy również skorzystać z prysznica, co było dla nas wieeeeelkim plusem:)Za kolejne 500 tugrików (1 zł) dostaliśmy od Mongołki pyszną zupę z jaka z makaronem( podobna w smaku do rosołu) Jurtę zaś wykorzystaliśmy by wysuszyć mokre rzeczy, i ogrzać się przed nocą. Ok 24:00 położyliśmy się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz